Hollywoodfun Downstairs – Tetris

koszulka

„Tetris” to album, który potrafi cieszyć w sposób wielokrotny. Nowozelandczycy na najnowszym wydawnictwie postarali się o komfortowe warunki dla wściekłych noise rockowych tąpnięć, po których czasami naprawdę ciężko jest się podnieść ze zgliszczy. Tym, co jednak urzeka mnie najbardziej w postawie Hollywoodfun Downstairs to kumulacja ich aktywności w sferze post hardcore’owej, której w końcu nie traktują po macoszemu.

Muzyka Nowozelandczyków w końcu nabrała sowitych rumieńców, które napędzane są przede wszystkim przez perkusję i bas. Symbioza sekcji rytmicznej, która poparta została przez dźwiękową wulgarność gitary może doprowadzić do niesłabnącej fascynacji tym albumem. Największy progres w stosunku do debiutu, zanotował bębniarz – Joe Wright, który w końcu wzbudza szacunek na „dzielni”. Jego nowo wyrzeźbiona muzyczna postura robić może na słuchaczu kolosalne wrażenie. Idę o zakład, że koledzy z kapeli przez ostatni rok dość mocno go dokarmiali, gdyż Joe obija swoje bębny niczym nawiedzony („Dresden Dreams”). Czy zatem reszta kapeli czegoś sobie odmawiała? Skądże! Kurt Williams i Grant Gall to klasowi zawodnicy, którzy miejscami wyczyniają takie cuda jakby tuż przed sesją nagraniową szaleju skosztowali. Trio z Wellywood pomimo, że miejscami mocno stawia na efekciarski styl gry, to w żadnym razie nie traci kontroli na melodią. Posłuchajcie takiego „Hungarian Tremors, No Wolf…” – być może tak brzmiałby powrót Refused, gdyby Ci nie stronili od mięsa. Kurt wcina, aż mu się uszy trzęsą. Przy tym, jak mało kto, potrafi wściekłe noise rockowe riffy dopełnić i zakotwiczyć w hardcore’owej, aczkolwiek bardzo harmonijnej rzeczywistości. Daje się oczywiście wyczuć, że niektóre klocki muzyczne zostały zaczerpnięte z płyt At The Drive-In, ale nie jest to w żadnym razie stała i ciągnąca się maniera, a raczej w pełni przemyślane uzupełnienie formatu. „Tetris” to płyta, którą przy okazji układania zestawienia rocznego należy brać pod uwagę w pierwszej kolejności.